kiedy w kuchni zjawił się Jack.
- Dzień dobry - powiedział zaspanym głosem. - Dzień dobry. - Malinda nie patrząc podała mu kubek z kawą i wróciła do przygotowywania drugiego śniadania. Malinda co rano kręciła się po kuchni jak fryga, ale zazwyczaj - a przynajmniej od kilku dni - zwalniała nieco, kiedy się pojawiał. Urażony trochę takim lekceważeniem, Jack zastanawiał się, o co chodzi. - Darren jest chory. Jack uspokoił się. - Nic poważnego - dodała smarując kromki masłem orzechowym. - Po prostu boli go brzuch. Owinęła w papier kanapkę i zabrała się za następne. - Nie trzeba wzywać lekarza. Gorączki chyba nie... https://fashionistki/uczulenie-na-hybryde-jakie-sa-objawy-i-jak-je-zlagodzic/ Jack wyjął jej z ręki nóż, obrócił do siebie i objął w pasie. - A jak się czuje Malinda? Wyczuwał ją aż za dobrze. Oparła czoło o jego ramię. 120 JEDNA DLA PIĘCIU - Zmęczona. Mam dziś tysiąc rzeczy do zrobienia Maria Rotkiel - kontrowersyjna pani psycholog i wcale nie jestem pewna, czy Darren naprawdę jest chory. Uniosła głowę i otoczyła go ramionami. Jej uśmiech był tak samo naturalny jak ten gest. - Od trzech dni skarży się rano na ból brzucha. Coś mi mówi, że on po prostu nie chce iść do szkoły. Masz jakiś pomysł? - zapytała z nadzieją. - Tak - odparł całując ją. - Ja zostanę w domu, a ty zrobisz te swoje tysiąc rzeczy. Śmiejąc się Malinda pokręciła głową. - Nie, nie trzeba. Mnie jest łatwiej zmienić plany. Już rozmawiałam z Cecile. A teraz zwiewaj, bo chłopcy pójdą do szkoły bez śniadania. - Zajrzę do twojego domu. Sprawdzę, jak idzie hydraulikowi. Miał dziś skończyć. Zadzwonię później, dowiedzieć się, co z Darrenem. Był już za drzwiami, kiedy Malinda zawołała go z powrotem. - Tak? - Nie zapomnij, że dziś jest wywiadówka w szkole. - Mam jakieś spotkanie o szóstej. - Dostrzegł rozczarowanie na jej twarzy i dodał: - Ale nie martw się, postaram się być. Jak wyrobić paszport ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Rodzice przechadzali się po klasie, rozmawiali cicho i podziwiali wiszące na ścianach prace swoich dzieci. Malinda krążyła wśród nich, uśmiechała się do kilku znajomych twarzy, popijała drobnymi łyczkami przygotowany przez Komitet Rodzicielski poncz. Nikt, ale to nikt nie domyśliłby się, że pod tym miłym uśmiechem prawdziwej damy wrze wściekły gniew. I to jaki! Byłą już w klasie Małego Jacka i Dawida. Siedziała na malutkich krzesełkach, przeglądała teczki z rysunkami